Od fascynacji do przerażenia. Różne postawy wobec śmierci.

Śmierć jest od wieków nieodzownym motywem literatury i sztuki. Refleksji nad kresem naszego ziemskiego życia w każdej epoce było wiele. Od zarania dziejów ludzkość dręczyło pytanie, co czeka nas w przyszłości i jaki jest nasz kres? Samo zainteresowanie sprawami ostatecznymi pozostawało więc, zmieniał się zaś tylko sposób ich ukazania. Śmierć może zarówno przerażać, jak i fascynować, ale nikt nie może pozostać wobec niej obojętnym. Za życia możemy tylko domniemywać, jak ona wygląda. Pewne jest tylko jedno, mianowicie to, że nie ominie ona żadnego z nas. I chyba właśnie z tego powodu jest tak częstym motywem w sztuce. W epoce Młodej Polski wykształciło się wiele różnych nurtów. Z tego też powodu, stosunek twórców do śmierci był różny. Panujący nastrój dekadentyzmu sprzyjał tworzeniu dzieł z nią związanych.

Najnaturalniejszą postawą wobec śmierci jest strach przed nią. Mimo iż twórcy Młodej Polski w swoich dziełach byli często innowacyjni, to w twórczości tej epoki ów strach także widać. Po zapoznaniu się z filozofią Artura Schopenhauera łatwo spostrzec, że największą trwogą dla niego był właśnie strach przed śmiercią. Człowiek żyje w bolesnej świadomości, że w każdej chwili może umrzeć. Myśl ta zaprząta jego umysł, budząc obawę i grozę. Cóż warte są nasze czyny, jeśli kolejne kroki zbliżają nas tylko do śmierci? Ta bolesna refleksja jest na tyle dotkliwa dla Schopenhauera, że dochodzi on do wniosku, iż lepiej byłoby w ogóle się nie narodzić. Cóż bowiem nam po życiu, na dodatek pełnym bólu i cierpienia, jeśli i tak umrzemy? Zauważa to także Kazimierz Przerwa Tetmajer, czego wyrazem jest utwór „Coraz mniej życia”. Taka postawa jest jedną z możliwych skrajności. Widać tutaj przerażenie, które mąci umysł człowieka, zakłócając jego codzienne funkcjonowanie. A czy rzeczywiście tak jest? Osobiście uważam, że nie. Śmierć nie zakłóca mojego codziennego bytu. Nieustanne myślenie o niej wydaje mi się czymś zupełnie nienaturalnym. Refleksje o śmierci przychodzą mi do głowy dopiero, kiedy mam z nią jakiś kontakt. Nie zapisują się one jednak na trwale w mej pamięci i nie przerażają. Raczej staram się cieszyć tym, co przynosi mi życie, żyjąc w świadomości, że kiedyś umrę. Życie w ciągłym strachu przed śmiercią byłoby sztuczne. Gdzie więc dopatrywać się przyczyn takich obaw w twórczości poetów Młodej Polski? Myślę, że u ich podstaw leży poczucie końca wieku. Ten charakterystyczny czas zawsze silnie wpływał na ludzi. Budził w niech niepokój, a nawet i strach. Zmieniał dotychczasowe poglądy, napawając pesymizmem. Pogłębiało się uczucie zagubienia i osamotnienia człowieka. W tej nieprzyjaznej atmosferze ludzie nabierali poczucia braku sensu życia. Te wszystkie czynniki oraz wszechobecne zwątpienie i kryzys wartości sprawiały, że dotychczas zupełnie niegroźne myśli stawały się nad wyraz destruktywne.

Jak się okazuje, poeci potrafili także pragnąć śmierci. Wyrazem tego jest chociażby wiersz „O, przyjdź” Stanisława Koraba-Brzozowskiego. Poeta apostroficznie przywołuje śmierć, prosząc, aby ta go zabrała. Jest to dość charakterystyczne dla tej epoki. Śmierci pragnęli nawet ci, których ona przerażała. Tetmajer w utworze „Ja, kiedy usta…” wyraża chęć śmierci w momencie miłosnego uniesienia. Pragnienie czegoś, co przeraża, wydaje się być paradoksalne. Twórcy jednakże czekają na śmierć, gdyż jest ona jedynym trwałym wybawieniem od życia. Pozwala uwolnić się od bólu istnienia i nękających nas problemów. Tetmajer przykładowo pragnie umrzeć w chwili erotycznych doznań, aby uniknąć kolejnych rozczarowań. Śmierć stanowi więc dla tych twórców jedyne lekarstwo na strach przed nią samą. Pragnienie śmierci jest kolejną skrajnością. Twórcy Młodej Polski lubili skrajności, ale owo pragnienie było nie tylko pewnym stereotypem, wyrażającym panujące nastroje. Znajdowało bowiem odzwierciedlenie w biografii poetów. Przejawem tęsknoty za śmiercią, widocznej w twórczości Koraba-Brzozowskiego, stało się jego samobójstwo. Myślę, że pragnienie śmierci możemy uważać za coś bardziej naturalnego od przerażenia nią. Codzienne problemy i ciężar życia sprawiają, że w głowach ludzi rodzą się myśli samobójcze. Śmierć jest najprostszym rozwiązaniem problemów. Kiedy życie staje się nie do zniesienia, tylko tak można się od niego uwolnić. Nie powinniśmy więc dopuścić do sytuacji, w której nasze problemy zaczynają nas przerastać. Rozwiązywanie ich nie jest rzeczą łatwą, ale stanowi stałą część naszego bytu. Życie to wielki dar. Nie można go tak po prostu zaprzepaścić. Trzeba walczyć i nie poddawać się mimo spotykających nas nieszczęść. Dekadenci zbyt łatwo ulegali pesymistycznym nastrojom. Użalanie się nad sobą nie jest żadnym wyjściem, a jedynie wyrazem słabości. Zadziwiające jest to, że pesymizm zdołał w takim stopniu zdominować tą epokę.

Konkurencyjny dla dekadentyzmu Nietzscheanizm, także nie dawał rozwiązania na smutki tej epoki. Widoczna w wierszu Leopolda Staffa „Kowal” teza, iż lepiej umrzeć niż być słabym, tylko pogłębiała ten problem. Wiadomo, że ludzie są różni. Nie można ich jednakże dzielić kryterium mocy. Traktowanie śmierci jako wybawienia od słabości jest nieludzkie. Nikt nie rodzi się idealny i wszyscy musimy nad sobą pracować. Słabość nie jest więc żadnym powodem, aby się zabijać. Powinna jedynie mobilizować do wzmożonej pracy. Takie podejście do śmierci jest wyraźnym nadużyciem. Śmierć jest równa dla wszystkich. Przekonał się o tym sam Nietzsche, który umierał w stanie obłędu z powodu ciężkiej choroby, skazany na ludzką litość.

O nieuchronności śmierci możemy dowiedzieć się z sonetów Jana Kasprowicza „Krzak dzikiej róży w ciemnych smreczynach”. Kontrastowe i symboliczne zestawienie dwóch roślin, daje nam wiele informacji. Niegdyś potężną limbę, mimo jej majestatu i wielkości, spotkało to, co nieuniknione, a więc śmierć. „Musi umrzeć, co ma żyć”. Śmierć jest czymś naturalnym, co musi nastąpić, aby mogło narodzić się nowe życie. Wyrazem tego jest róża, która tętni życiem i wytrwale rozwija się. Widok martwej limby budzi w niej pewne smutne refleksje, jednakże nie przeraża. Ma ona świadomość swojej słabości i kruchości- nieporównywalnie mocniejsza limba leży obok martwa. Mimo swej słabości nie poddaje się i pnie się w górę. Pogodziła się z naturalnym rytmem natury. Już bowiem w biblii zauważono, że „jest czas rodzenia i umierania”. Ta postawa wobec śmierci jest najbardziej wyważona ze wszystkich zawartych w młodopolskiej literaturze. Stanowi pewien złoty środek. Taka postawa jest także najbardziej zgodna z moją osobistą. Śmierć nie ma nas przerażać, lecz jedynie przypominać o czyhających na nas niebezpieczeństwach. Prędzej, czy później spotka każdego z nas, musimy się więc starać jak najowocniej wykorzystać każdy z naszych dni. Tylko akceptacja i pogodzenie się ze śmiercią pozwoli nam zachować życiowy spokój. Rzeczą naturalną jest, że czujemy obawę przed kresem naszego życia. Nie dominuje ona jednak naszego umysłu, a jedynie wspomaga nasz rozwój, nie działa destruktywnie, lecz mobilizująco.

Śmierć może także fascynować. Ludzie starali się nadać jej jakiś wygląd i atrybuty, aby stała się ona dla nich bardziej zrozumiała i materialna. Trudno jest człowiekowi uwierzyć w coś, czego nigdy nie widział. Ze śmiercią w sensie fizycznym ludzie spotykają się dość często. Nikt nie jest pewien, jaka siła za nią stoi. Już od początku naszych dziejów próbowano więc personifikować śmierć. Zabieg ten dokonywano także w epoce Młodej Polski. W utworze Stanisława Koraba-Brzozowskiego „O przyjdź” śmierć jest ukazana niczym kochanka. Piękna kobieta, w białej zwiewnej szacie o hebanowych włosach oraz delikatnych, pachnących dłoniach nie może wzbudzać strachu. Jest rzeczywiście kimś, na kogo można z utęsknieniem oczekiwać. Śmierć zbiera swe żniwo po przez położenie jej kojących dłoni na skronie. Takiego kresu życia nie można się obawiać. Śmierć rzeczywiście przynosi tu ukojenie. Jest pogodna i bezbolesna. Powinna jednak przynosić ulgę po trudzie życia osobom starym. Tak właśnie dzieje się na obrazie Jacka Malczewskiego „Śmierć”. Pragnienie spotkania ze śmiercią dwudziestopięcio letniego młodzieńca, jak było to w przypadku Brzozowskiego, jest w moim przekonaniu zbyt wczesne. Takiej pogodnej śmierci, jakiej obraz stworzył on i Malczewski, życzyłbym sobie późną starością, kiedy byłaby końcem trudu owocnego życia.

Inaczej śmierć widzi Jan Kasprowicz w hymnie „Święty Boże”. Jego wizja jest bliższa średniowiecznej. Śmierć przedstawiona jest jako odrażający trup z kosą w ręku, bezlitośnie zbierający swoje żniwo. Budzi ona wszechobecną grozę i strach. Wędruje triumfalnie przez świat „i kosą zatacza łuk”. Zabiera ze sobą kolejne pokolenia, które bezwiednie poddają się jej mocy. Mimo iż budzi odrazę i strach, to jest czymś, z czym po prostu trzeba się pogodzić i czemu trzeba się oddać. Zbiera swoje żniwo na nieskończonym obszarze, jednakże nie niszczy ona ludzkości, gdyż wraz z postępem świata zwalnia miejsca dla nowych pokoleń.

Ciekawą postawę wobec śmierci prezentuje sobą Korzecki z „Ludzi bezdomnych”. Jak sam mówi, chce „poznać życie i śmierć tak z bliska, aby mógł obojętnie spoglądać na jedno i na drugie”. Czy śmierć da się jednak poznać? Otóż zadaniem Korzeckiego tak. Uważa on, że są w życiu chwile, kiedy spoglądamy śmierci prosto w oczy. Podziwia on ludzi, którzy mimo iż kiedyś ledwo uszli z życiem, to nadal żyli na krawędzi. Sam także pragnie osiągnąć w życiu taki spokój, chce nauczyć się pozostawać obojętnym wobec śmierci. Pragnie być panem swego losu, wolność zaś traktuje jako swój najwyższy priorytet. Dlatego chciałby także sam zadecydować o momencie, w którym umrze i jak wiemy, zrobi to. Nie boi się śmierci, jednakże przyznaje, że jest to „bezmiernie trudne”. Większość ludzi na codzień nie zaprząta sobie głowy sprawami ostatecznymi, jednakże ich natura jest taka, że w momencie stanięcia w ich obliczu, wpadają w panikę. Korzecki stawia zaś śmierci wyzwanie, starając się z nią walczyć. Chce nad nią zapanować. Nie udaje mu się to jednak do końca. Porusza bardzo ważny, a pomijany w młodopolskiej literaturze, problem śmierci bliskiej osoby. Starał się pozostać obojętnym wobec śmierci znajomego chłopca, ale mimo największych starań, nie udało mu się to. Udało mu się tylko częściowo stłumić ból. I rzeczywiście tak jest… W rozważaniach Korzeckiego jest wiele prawdy. Śmierć bliskiej osoby jest dla nas niezmiernie bolesna. O ile możemy nie bać się własnej śmierci, to troska o życie innych może faktycznie zdominować nasze życie, przyprawiając o obłęd. Przekonał się o tym Judym, który mimo iż miał na co dzień styczność ze śmiercią i wiele razy „badał ją jako zjawisko”, to dopiero w momencie śmierci przyjaciela spostrzegł jej istotę. Czuł paraliżujący strach, bezradność, zwątpienie. Dotkliwie przeżył śmierć kolegi. Żeromski okazał się więc wnikliwym psychologiem, który poprzez postać Korzeckiego, rozważył ważny aspekt naszego istnienia.

Z odmiennym typem fascynacji mamy do czynienia w przypadku naturalizmu. W tym nurcie twórcy skupiają się na biologicznym aspekcie śmierci. W utworze „Padlina” Charles Baudlaire opisał obraz pośmiertnego rozkładu ciała. Zrobił to, nie oszczędzając czytelnikowi żadnych szczegółów. Dowiadujemy się więc zarówno o roznoszącym się naokoło odorze, jak i o zawartości brzucha martwej istoty. Obecność ukochanej nie przeszkadza mu w najmniejszym stopniu w fascynowaniu się brzydotą owego zjawiska. Snuje nawet do niej brutalną refleksję, że mimo swoich obecnych wdzięków, też będzie tak kiedyś wyglądała. Ta smutna prawda, mimo iż jest czymś logicznie naturalnym, budzi we mnie pewien zimny deszcz. Biologiczne spojrzenie na śmierć jest rzeczywiście czymś, co może przerażać. Nie da się do niego po prostu przyzwyczaić. Naturalistyczny obraz śmierci widzimy także w utworach Stefana Żeromskiego. Okazuje on także postawę zainteresowania śmiercią z punktu widzenia biologicznego. W „Rozdziobią nas kruki, wrony” mamy dokładnie przedstawioną śmierć Andrzeja Boreckiego, w „Ludziach bezdomnych” zaś, widzimy pewien rodzaj fascynacji widokiem śmierci Korzeckiego. W obydwu przypadkach Żeromski nie oszczędza nam makabrycznych szczegółów. Skąd takie nietypowe zainteresowanie? Jest to nie tylko próba rozważenia wszystkich aspektów śmierci, lecz także sposób na przyciągnięcie uwagi czytelnika.. Zauważmy, że skandale i patologie znacznie bardziej interesują opinię publiczną od codzienności. Było tak zawsze i pozostało do dzisiaj. Aby się o tym przekonać, wystarczy obejrzeć programy informacyjne i publicystyczne. Rozmaite afery zawsze zwiększają oglądalność. Widok śmierci fascynuje dużą część naszej populacji. Niegdyś odbywały się igrzyska, które ową fascynację zaspokajały. Dzisiaj także nie brakuje widowisk i programów, które je doskonale zastępują.

Śmierć Macieja Boryny w „Chłopach” Stanisława Reymonta jest na tyle charakterystyczna, że postanowiłem zawrzeć ją w osobnym akapicie. Autor stworzył bardzo swoisty i zapisujący się w pamięci obraz kresu życia. Opisał go patetycznie i z dużym szacunkiem. Półprzytomny chłop idzie na pole, nabiera w koszule ziemi i rozsiewa ją półkolistym ruchem ręki, który jest odruchem, wyrobionym przez lata pracy na roli. Zna go tak dobrze, że może go wykonać bezwiednie, bez świadomości tego, co robi. Umiera tam, gdzie spędził większość swego życia, na ziemi, którą kochał. Ostatni zasiew to symboliczne pożegnanie ze światem. Cała przyroda w chwili jego śmierci zdaje się go także żegnać. Tuż przed śmiercią Boryna doznaje objawienia, w którym Bóg wyciąga do niego ręce i zaprasza do nieba. Cały opis stanowi hołd złożony ciężkiej pracy i doli chłopa. W myśl tego nad wyraz plastycznego obrazu, śmierć stanowi przejście od ziemskiego trudu do wiecznego szczęścia. Daje on nadzieję, że śmierć jest jedynie kresem naszego ziemskiego bytu, a nie ostatecznością. Postawa ta odbiega więc od innych widocznych w Młodej Polsce. Dzięki swojej podniosłości na trwale zapisuje się w pamięci czytelnika.

Jak więc widać, wobec śmierci można przyjmować rozmaite postawy. Jednych ona przeraża, inni jej pragną, niektórych fascynuje. Nikt nie pozostaje wobec niej obojętnym. Nie jesteśmy w stanie przewidzieć jak wygląda kres naszego istnienia, jednakże nasza natura sprawia, że lubimy snuć przypuszczenia na jego temat. Zjawiskiem charakterystycznym dla młodopolskich poetów było popadanie w tej dziedzinie w skrajności. Z jednej strony trudno było im się pogodzić ze śmiercią, gdyż przerażała ich jako coś narzuconego, czemu muszą się poddać. Budziła uczucie zniewolenia i podporządkowania biologicznym prawom, spychając na dalszy plan wartości duchowe i wyższe potrzeby, oraz pozbawiając bezcennego poczucia wolności. Stawała się także obiektem pożądania, stanowiąc wybawienie od codziennego bólu istnienia. Mimo iż twórcy ukazywali ją w różny sposób, to należy przyznać, że stanowiła ona dla większości z nich natchnienie. Stworzyli szeroką gamę utworów, prezentujących różne postawy wobec śmierci. Stanowią one dla współczesnego czytelnika bardzo cenną lekturę, pozwalającą śledzić przemiany, które przez wieki zachodziły w naszej cywilizacji.

Komentarze

Popularne posty